2013-05-02 19:32
Jak złowić głowacicę? Najtrudniej odpowiedzieć na pozornie proste pytania. Zresztą przeczytajcie sami. Specjalnie dla Was swoimi spostrzeżeniami dzielą się ci, dla których bez głowacicy nie byłoby prawdziwego wędkarstwa.
Wojciech Łopatka:
Jeśli chodzi o moje głowatki, to tej jesieni byłem już trzy razy i... bez rezultatów. Od początku mojej kariery głowacicowej złowiłem trzy wymiarowe głowacice, cztery krótkie i – czym nie należy się chwalić – siedem mi spadło, przy czym było to pierwsze siedem ryb, które miałem na haku. Głowatka jest rybą tajemniczą i w dużym stopniu nieprzewidywalną. Żeruje raz na dwa, trzy dni lub rzadziej. Trafić więc na ten moment, bywając nad Dunajcem raz na kilka miesięcy, jest po prostu bardzo ciężko.
Zazwyczaj siedzi sobie w głębinie za kamieniem i patrzy, jak nad jej głową śmigają dziesiątki woblerów, blaszek, twisterów i Bóg jeszcze wie czego. Ona i tak ma to wszystko w nosie. By mieć szansę na spotkanie z nią, trzeba być jak najczęściej nad wodą i trafić na ten odpowiedni czas, czyli dwadzieścia, trzydzieści minut bardzo intensywnego żerowania. Żerująca głowacica atakuje ryby jakby w „amoku”, a wtedy subtelności woblerów, ich praca, barwa etc. są mało ważne! Wystarczy dobra prezentacja przynęty, w dobrym momencie i sukces jest w zasięgu wędki.Chcąc wybrać się na głowacice latem, nie należy przesadzać z grubością żyłki i wielkością woblerów. Wydaje mi się, że jest tu na miejscu normalne wędzisko trociowe. Co innego podczas właściwego sezonu zimowego, kiedy łowimy dużymi, ciężkimi woblerami w bardzo trudnych warunkach. Wtedy potrzebne jest mocne wędzisko i bardzo porządny kołowrotek bez bajerów, o przekładni „ślimak – ślimacznica”. Jego hamulec bez względu na pogodę musi płynnie pracować. Sam używam starego, wykonanego w Japonii „Pena” – ma tylko jedno łożysko kulkowe (na koszu) i bardzo mocną przekładnię, a jego szpula z łatwością mieści 150 m czterdziestki lub 0,45 mm. Tutaj każdy element sprzętu jest bardzo ważny. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że naprawdę w każdej chwili możemy trafić na rybę życia. A wtedy co? Przez jakieś głupie kółko łącznikowe czy kiepską agrafkę będziemy przez lata wspominać nieudaną walkę? Wszystkie miejsca głowacicowe, tak na Dunajcu, jak i Popradzie lub Sanie, są doskonale znane. We wszystkich na pewno żyje od kilku do nawet kilkudziesięciu wymiarowych głowacic.
Opowiem jedną historię ze świetnie znanego miejsca „Pod Czerwoną Skałką” między Sromowcami Niżnymi a Wyżnymi. Jest to naprawdę jedno z bankowych miejsc. Było to między Świętami Bożego Narodzenia a sylwestrem – bo wtedy na odcinku granicznym wolno było wędkować do końca roku. Wybraliśmy się tam z synem Adrianem i Tadziem Ćwikiem, by pożegnać się z jednym z naszych ulubionych miejsc. Po polskiej stronie stało nas siedmiu, po słowackiej chyba pięciu... Gdy zaczęło się dobrze ściemniać, na naszych oczach, w ciągu dwudziestu minut, Słowacy wyjęli dwie piękne, okołometrowej długości głowacice. Po prostu na tych dwunastu wędkarzy jedynie dwóch miało to szczęście, że to ich przynęty przepływały w pobliżu pysków właśnie żerujących głowatek. Jest też tzw. prawo frajera. Pamiętam, było to na drugim „Pucharze Głowatki”. Wybraliśmy się w kilka osób pod mur oporowy do Krościenka. Obok spinningu wziąłem muchówkę z zamiarem połowienia lipieni. Jestem na końcówce płani, by nie przeszkadzać kolegom, a tu rybki dziwnie się zachowują. Są jakieś podenerwowane, kryją się na płyciznach pod brzegiem. Lipienie nie oczkują, mimo iż gęsto płynie jętka. Pomyślałem sobie, że prawdopodobnie jakaś miedzianoboka pani tu myszkuje, a towarzystwo wie, że królowa się ruszyła. Wziąłem więc do ręki głowacicowe sprzęcicho – kij do 30 gramów, żyłka 0,22, a może 0,23 mm. Czyli taki klasyczny sprzęt pstrągowy. Na wędkę założyłem jednoczęściowy wobler o złotawomiodowym kolorze – „salmiaka” sielawkę. Wszedłem między kolegów. Wtedy pierwszy raz byłem na „Pucharze”, pierwszy raz łowiłem głowacice, a przed wyjazdem na imprezę kupiłem pierwszy lepszy wobler. By sobie nie przeszkadzać, łowiliśmy zgodnie z zasadą: jeden rzut, jeden krok.
W pewnym momencie poczułem lekki opór. Pociągnąłem. Okazało się, że był to kamień, następnie zahaczyłem o podwodną rafkę. Wykonałem kolejny rzut. Znów kamień i rafka. Nie zacinałem, bo wiedziałem, że mój wobler zahacza sterem o podwodną rafkę. W kolejnym rzucie znów był kamień, rafka i… przytrzymanie. Za chwilę dwa silne uderzenia. Pomyślałem sobie: dlaczego ten kamień tak się rusza? Nim połapałem się, o co chodzi i przyciąłem, ryba wyszła do powierzchni. Zrobiła jakieś dwa, trzy młyny. Pociągnąłem ją jeszcze kilka sekund i… tyle ją widziałem. Wobler był kapitalny, bo ryba na niego wzięła, ale nie wymieniłem kotwic na mocniejsze. Te oryginalne zgniotła zupełnie. A nie była to jakaś olbrzymia ryba. Owszem, jak potem wszyscy orzekli, na pewno dobrze powyżej wymiaru.
Było to dla mnie naprawdę wielkie wydarzenie – pierwszy raz na głowatce i zaliczyłem kontakt z rybą.
Darek Materna:
Od dawna jeździłem na Dunajec na pstrągi i wszędzie słyszałem o głowacicy. Swoją pierwszą złowiłem w… Zbiorniku Rożnowskim podczas łowienia boleni. Nie była duża, bo liczyła zaledwie 45–46 cm, ale to właśnie ona zaraziła mnie tą pasją. Już tak jest w naszym środowisku, że jakoś nikt nie chce pokazać: jak, gdzie i na co się je naprawdę łowi. W związku z czym sami z kumplem dochodziliśmy do tego, jakie woblery mamy stosować, w jakich miejscach mamy łowić. Do tego trzeba dojść samemu i po prostu spędzić odpowiednią ilość czasu nad wodą, obserwować, patrzeć i słuchać. Główne miejsca głowacicowe są dobrze rozpoznane i znane dość dużej liczbie łowców, mimo to, by ją złowić, trzeba po prostu znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze.
Największa szansa na dobre brania jest podczas załamania pogody. Generalnie łowię na woblery własnej produkcji, mam też jeden bardzo łowny wobler Leszka Dylewskiego, na który złowiłem parę głowatek. Głowacice łowiłem też na woblery Janusza Widła, mam też kilka głowatek złowionych na „Rapalę”. To nie jest tak, że powiesz sobie, iż właśnie ta przynęta jest cudowna i najłowniejsza i tylko na nią będziesz łowił. Nie ma cud przynęt. Ich łowność zależy od stanowiska, jego głębokości, szybkości nurtu, a także od tego, na jakich rybach głowacica właśnie żeruje. Jeśli na kleniu czy na uklei – stosuję jasne woblery, gdy np. na brzance, okoniach lub pstrągach (bo i tak się zdarza) – ciemne. Wielu wędkarzy opowiada o nieudanych holach głowacic. Mnie schodzi zaledwie jedna na dziesięć ryb.
Dopracowałem zestaw i ryby przestały mi schodzić. Po prostu dobrałem odpowiednie kotwice i poćwiczyłem zacięcia. Prawidłowych zacięć, niestety, nie da się poćwiczyć na rybach, kiedy masz jedno, dwa brania i to raz w miesiącu. Zaczepia się wobler o drzewo i tnie! Aż nauczysz się zacinać w tempo. Głowacice, mimo że są rybami prądolubnymi, wcale nie przebywają w ostrym prądzie. To zdecydowanie ryby płani, czyli miejsc, gdzie obok nich żyje mnóstwo drobnych, białych ryb stanowiących ich główny pokarm. Zauważyłem też, że głowacice wędrują, przenosząc się za dużą ilością pokarmu. Ostatnio często łowimy „nizinne głowacice”, nieraz dosłownie między wędkarzami łowiącymi na grunt sandacze czy miętusy. Na dolnym Dunajcu pod Zakliczynem i Melsztynem można znaleźć fantastycznie głębokie, przepastne wręcz miejsca z naprawdę wielkimi rybami. Niezłe warunki mają głowacice na odcinku pomiędzy Czchowem a Rożnowem. Pewnie są to ryby, którym jakimś cudem udało się przejść przez czchowską przepławkę. Po czym tak sądzę? Otóż obserwowałem je kiedyś w ujściu Łososiny – być może przychodzą tam na tarło? Tarnów głowacicą już parę lat (ostatnie zarybienie było tam bodaj w 1997 roku) nie zarybia, a łowi się tam małe głowatki. Z tego wynika jasny wniosek, że cofki Zbiornika Czchowskiego są jednym z nielicznych w Polsce miejsc, gdzie miedzianoboka się naturalnie rozmnaża. Swoją drogą, by skutecznie łowić głowacice w dole Dunajca, potrzebna jest bardzo niska woda. Podczas prawdziwych niżówek szanse na złowienie tam ryby bardzo wzrastają. Co innego na górnym Dunajcu.
Tam wydaje się, że lepszy jest nieco podwyższony stan wody. Lubię dolny Dunajec, bo tam naprawdę można złowić fantastyczne ryby. Na górnym Dunajcu na pięć złowionych wymiarowych głowacic wszystkie mieszczą się w okolicach 70–80 kilku centymetrów. Na dole zaś złowione głowacice rzadko mają poniżej metra długości! Łowiłem tam ryby 105 cm, 106 cm, 109 cm, 112 cm.
fot. D. Materna
opr. Karol Zacharczyk
źródło: www.ww.media.pl